środa, 28 stycznia 2015

SMAKI AMERYKI – ODKRYTE!



ROAD AMERICAN RESTAURANT

Kuchnia amerykańska to zlepek kuchni z całego świata – wobec tego ta naprawdę dobra cechuje się różnorodnością i ta cecha powinna być odzwierciedlona w menu. Standardową potrawą, która podawana jest jako danie śniadaniowe pancakes, czyli naleśniki układane warstwami i polane masłem oraz syropem klonowym. Amerykanie jedzą też często jajecznicę, kiełbaski i kawę lub francuskie tosty.
Z czego jeszcze słynie ten rodzaj kuchni? Oczywiście ze steków -  to najlepiej krwistych. No i takich smaków oczekiwałam, gdy przekroczyłam próg Road American Restaurant. Jakie wrażenia?
Wystój był naprawdę fajny. Schludnie, dużo światła (byliśmy w lokalu w Sky Tower, gdzie ogromne przeszklone przestrzenie hipnotyzują widokiem na ruchliwą ulicę – zdecydowanie można w tym miejscu dać się oczarować widokiem. Sporo miejsca na spotkania z przyjaciółmi, szybki lunch, spotkania firmowe – raczej nie nadaje się na randkę. Pachnie Ameryką – Route 66 – i mocnymi akcentami wprost z „filmowych” amerykańskich barów. Jest po prostu apetycznie i ładnie. Wszystko się łączy – kanapy, tapety i dodatki.
Przyszła kolej na recenzję jedzenia.
Byliśmy tam o różnych porach dnia, ponieważ do godziny 12 sprzedają tam doskonałe amerykańskie śniadania. Zamówiłam Słodki poranek nad Hudson River – czyli panceksy z masłem i syropem klonowym, Michał – wziął American Road Breakfast – jajecznicę z dwóch jajek, grillowane kiełbaski, plasterki bekonu, ziemniaki śniadaniowe, tost i smażone grzyby. Na co zwróciliśmy uwagę? Wszystko podane bardzo estetycznie i pyszne! Moje panceksy przypominał grzybka, którego zmoczył deszcz. W dodatku topił się w bardzo smacznym sosie powstałym z połączenia świeżego masła z syropem. Mniam! No i dosłownie wyturlałam się stamtąd, bo z przejedzenia nie mogłam chodzićJ, bardzo dobre i pożywane śniadanie. Michał uwielbia mięso i również chyba nie żałował swojego wyboru. Grillowane kiełbaski były trochę zbyt mocno przypieczone i suche, ale ogólnie naprawdę dały radę – wszystkie smaki na jego talerzu komponował się dobrze.
Na co jeszcze wróciliśmy? Nie bylibyśmy sobą, gdyby nie wrócili tam na porządne i słynne steki. Porcja nie zaskakiwała wielkością, ale można się było najeść i mieć miejsce na deser. Mięso? Z pewnością nie jest to pierwsze lepsze mięso z osiedlowego sklepiku - nie jest to jednak mięso argentyńskie lub japońskie, są to steki z polskiej dobrej wołowiny. Od specjalnych krów, które mają bardzo delikatne mięso – wprost idealne na takie przyrządzenie i bez problemu dorównują tym zagranicznym o niebotycznych cenach.
Steki usmażone na pół krwisto stanowią idealne danie główne. Po czym poznaje dobrego steka? Po przekrojeniu wypływa osocze, widać, że mięso było smażone na dużym ogniu i trzymane w temperaturze pokojowej. Steki były dobrze przyprawione, dodatki jednak nie zagłuszyły samego smaku mięsa, wręcz przeciwnie podkreśliły go. Chociaż długo już gotuje – to prawdziwa sztuką jak dla mnie jest przyrządzenie dobrych steków, zawsze wychodziła mi podeszwa ;-), z tej racji właśnie doceniam jeśli ktoś potrafi to zrobić.
Jedzenie w tej restauracji jest naprawdę dobre. Może rzeczywiście trzeba zgodzić się z opinią innych, że jest tam ciut za drogo, ale niewiele jest we Wrocławiu restauracji, które serwują dnia popularne z tego rodzaju kuchni i to jak dobrze!
Podsumowując – warto się tam pojawić i spróbować tradycyjnej amerykańskiej kuchni. Polecam szczególnie wpaść na śniadanie za 15 zł można się porządnie najeść! My tam wrócimy, spodobały się nam wycieczki Route 66!


piątek, 2 stycznia 2015

Gryz.li, czyli sztuka dbania o Klienta opanowana do perfekcji


Jak każdy mieszkaniec Wrocławia jestem częstą bywalczynią Rynku i jego okolic- nie tylko dlatego, że jest to kluczowe miejsce spotkań ze znajomymi, ale wiele spraw załatwia się głównie w obrębie ścisłego centrum. Z założenia- niczym polscy szlachcice- nie oszczędzam na jedzeniu. Przyszedł jednak taki dzień, że mój portfel- spustoszony wcześniejszym amokiem zakupowym- błyszczał zaledwie 15 złotymi polskimi, a jeść się chciało. No i zaczęły się podchody i szukanie odpowiedniego dla mojego portfela lokalu. Szczęśliwy traf sprawił, że trafiłam na moją dobrą koleżankę. Akurat wybierała się do nie tak dawno powstałej knajpki na Białoskórniczej. Delikatnie wypytałam ją o cenę, ale uspokoiła mnie, że najem się za śmieszne pieniądze. To avanti! Minęło może 5 minut i byłyśmy na miejscu. Pierwsze zaskoczenie- bardzo przyjemne wnętrze, nie ma starych krzeseł rodem z Mleczarni, czy Przedwojennej, o które porządne kobiety rajstopy targają (a nawet i spodnie), ale współgrające proste mebelki. Kolorystyka lokalu też na plus, no i sama nazwa- całość wzbudziło moją ogromną sympatię, ale to nie koniec…

W menu koperty rodem Gruzji z nadzieniem do wyboru do koloru, a także zupa dnia- jak się okazało codziennie inna. Codziennie zmienia się też menu deserów, a właściciele naprawdę wymyślają prawdziwe, słodkie cuda. Moja koperta była syta, poza tym była dla mnie kompletną smakową nowością. To jednak nie wszystko.


Najbardziej zaskoczona byłam podejściem do Klienta- i nie przypadkowo piszę tu z dużej litery. Obsługa jest przemiła, wyrozumiała i uśmiechnięta. A to sprawia, że ludzie czują się swobodnie i przyjemnie. Drobnym minusem jest w Gryz.li mała przestrzeń- ale czego się nie robi, żeby zjeść smacznie, w dogodnej cenie i- na dodatek- miłej atmosferze.